września 27, 2015

[Z głową w chmurach] Ulotność postaci...

Są takie postaci, które zostają w naszej pamięci i sercu na zawsze. Wczoraj, czytając pewną powieść przypomniała mi się Anna Smith - bohaterka debiutu literackiego Patrycji Gryciuk. Jej historię pamiętam doskonale: miłość, zdrada, intrygi i śmierć, splatające się w jedną niesamowicie poruszającą opowieść, a także Lorcan i Siergiej, idealni, a jednak ze skazą. Chwilę potem zaczęłam zastanawiać się nad innymi bohaterami czytanych przeze mnie powieści. Dlaczego część z nich pamiętamy doskonale, a innych tylko jako niewyraźne cienie, o ile w ogóle ich imiona cokolwiek znaczą w naszych umysłach?


Myślę, że może być kilka wytłumaczeń dla ulotności postaci. Jednym z nich jest ulotność wspomnień człowieka.

We don't remember days, we remember moments.

Skoro nie pamiętamy, co robiliśmy w swoje 3, 5 czy 10 urodziny, to jak mamy pamiętać o postaciach z książek, które czytaliśmy kilka lat temu?
Jednak tu się zapala czerwona lampka: przecież czasami jest tak, że pamiętamy postaci z dawno przeczytanych książek, a o przypomnieniu imienia bohaterki, której historię poznaliśmy miesiąc temu możemy jedynie pomarzyć, więc co to ma wspólnego z ulotnością wspomnień? A no nic. To już nie jest nasza wina, a autora i historii, którą przedstawił nam w swojej powieści. Opiszę to na moim przykładzie: o serii Antilia, która jest jedyna w swoim rodzaju, mogłabym opowiadać godzinami. Za to Błękitnokrwistych nie pamiętam w ogóle. Nie wiem nawet jak nazywała się główna bohaterka. Dlaczego? Ponieważ historia była napisana w sposób, który mnie nudził.

Kolejnym powodem może być to, jak często spotykamy się z informacjami i ciekawostkami z danej powieści np. w ekranizacjach, na stronach wydawnictw czy fanpage'ach autorów. W końcu bardziej będziemy pamiętać Katniss, w której rolę wcieliła się Jennifer Lawrence, niż Wiktorię Biankowsą - diablicę, anielicę i potępioną, której nie możemy przypisać żadnej twarzy.

Liczy się także kreacja postaci i więź emocjonalna, jaką jesteśmy związani z bohaterem. Nikt nie lubi pamiętać o czarnych charakterach - złych magach, okrutnych mordercach czy psychicznie chorych i znęcających się nad dziećmi rodzicach - a jednak często nie możemy o nich zapomnieć. Tak samo jest w przypadku, gdy postać jest bardzo irytująca (Mare!). Sądzę, że jest to spowodowane emocjami, jakie czuliśmy podczas czytania powieści. Tak, jak w życiu nie zapomnimy chwil szczęśliwych czy dramatycznych, tak i nie potrafimy usunąć z naszych umysłów postaci, które w jakiś sposób wywołały w nas wielkie emocje. Nie ważne czy były to emocje pozytywne czy negatywne, ważne, że pojawiły się i wywarły na nas jakieś wrażenie.

Inne posty z serii Z głową w chmurach:
Czy fantastyka wyszła już z mody?
♠  Legalnie czy nie za bardzo?

A wy jak myślicie? Dlaczego część bohaterów literackich pamiętamy lepiej, a innych gorzej? Czy mają na to wpływ emocje? A może coś całkowicie innego?

2 komentarze:

  1. Wydaje mi się, że to jest tylko i wyłącznie za sprawą upodobania. Jeżeli przywiążemy sie do jakiejś postaci to to po prostu zostaje. :) A ci, którzy wydaja nam się zwyczaj i po prostu.. zapominamy. Albo pamiętamy jak przez mgłę..

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że w podświadomości jednak coś pozostaje. Czasami łapię się nad takimi przebłyskami .

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Chwila kultury , Blogger